Historię sesji narzeczeńskiej w sumie da się zapisać kilkoma sloganami. „Nie mamy żadnych ładnych zdjęć. My jesteśmy niefotogeniczni. My nie byliśmy nigdy razem na sesji. Mnie to musisz do szafy schować, żeby zdjęcie było ładne”. Och, gdybym dostawała 10 zł od każdej takiej deklaracji! Och, gdybym dostawała kolejne 10 przy zdaniach „To my tak wyglądamy? Co Ty zrobiłaś, że zdjęcia są takie ładne? Ale to super jest!”. Gdybym dostawała, to bym chyba na Malediwach już relację dla Was robiła. Ale jestem tutaj, bo już się przyzwyczaiłam, że tak mówicie, a potem okazuje się, że efekty są zupełnie inne niż się spodziewaliście. I tak było tym razem, nie inaczej!


Co daje sesja narzeczeńska?
Sesja narzeczeńska jest świetną okazją do bliższego poznania. I siebie nawzajem i fotografa. Wyjątkowo dobrze, jeśli sesję narzeczeńską robicie u Waszego fotografa ślubnego. Poznajecie jaką jest osobą, jak i czy żartuje, pozbywacie się krępacji, która na pierwszej sesji jest zupełnie naturalna. Dzięki temu na ślubie już wiecie, jak wyglądacie w jego obiektywie, jak Wam się współpracuje i, co za tym wszystkim idzie, zdjęcia wychodzą dużo bardziej naturalne.
Magdalena i Maciek nie mieli dylematu z wyborem – plener, czy wnętrza. Zdecydowali się na sesję w okresie walentynkowym, a niestety aura lutowa w Polsce nie jest powalająca. Summa summarum zdjęcia przedślubne zrobiliśmy w apartamencie w Kaliszu.

Sesja narzeczeńska w apartamencie
Definicja miłości
Psalmy mówią, że miłość cierpliwa jest i łaskawa jest i wybacza i nie pamięta złego. Na którymś ślubie jednak po raz pierwszy usłyszałam, jak ksiądz zdecydował się nie personifikować miłości. Głośno i wyraźnie zasugerował, że „Magdalena cierpliwa jest, łaskawa jest. Maciej nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie pamięta złego. Magdalena wszystko przetrzyma. A ich miłość nigdy nie ustaje.” Dlaczego z setek kazań pamiętam akurat to? Dlatego, że rozmawiam z parami młodymi przed ślubem, często na sesji narzeczeńskiej, albo kiedy tworzymy plan dnia ślubu. Sporo rozmawiamy na plenerach, na weselu, czy na messengerze przy różnych okazjach. I tak po tych rozmowach wnioskuję, że to mąż jest osobą, która naprawdę wie jak Cię doprowadzić do szału. To żona wie, jak wbić Ci najgorszą szpilę, która mocno zaboli. Ale to miłość sprawia, że tego nie robimy. A jeśli to się zdarzy, to potrafimy przeprosić, a druga strona wybaczyć. Bo to ta jedyna osoba, którą sobie wybraliśmy, ta, z którą chcemy być na dobre i na złe, w smutkach i w radości. Zawsze.

Biorę sobie Ciebie za żonę…
Magdalena i Maciej są … można powiedzieć z tej samej bajki – młodzi muzycy, dzielący pracę i pasję, utalentowani i ambitni. Można by tak powiedzieć. Dopóki nie spotkaliśmy się na sesji narzeczeńskiej, to faktycznie mogłabym tak myśleć. Ale, wierzcie lub nie, to są dwa bieguny, które przyciągają się z niesamowitą siłą, ale są tak odmienne, tak pięknie skomplikowane, tak ciekawe! Brzmi to jak banał, ale praca z ludźmi jest wspaniała pod względem możliwości opowiadania historii. Spotykania nowych osobowości, ludzi, którzy mają niesamowite zawody, ciekawe zainteresowania, wyjątkowe marzenia. A jednocześnie obserwować jak te osobowości krępują się przy pierwszym kontakcie z fotografem. Naprawdę czasem staję na rzęsach, żeby narzeczeni stali się sobą!
Z Magdaleną i Maćkiem sprawa nie była tak karkołomna, ponieważ Madzię znałam już wcześniej, a Maciej zaufał swojej narzeczonej. A tak naprawdę otworzyli się, kiedy po 20 minutach sesji usiadłam obok nich na kanapie i zrobiłam najbardziej magiczną rzecz na świecie. Pokazałam, jakie już zrobiłam zdjęcia.

Jesteście piękni!
W najidealniejszej wersji sesji narzeczeńskiej przychodzi do mnie przepiękna para ludzi, wyglądających jak z okładki, bez kompleksów, potrafiąca pozować, pewna siebie i super kreatywna. Być może marzenie każdego fotografa. Być może. Być może zrobiłabym zdjęcia godne okładki Vogue. Być może. I powiem szczerze, że taką jedną sesję to nawet chętnie bym zrobiła. I ta jedna by mi wystarczyła. Dlaczego? Bo bym się nudziła na drugiej takiej! Powiem jeszcze jedno, co jest niby oczywiste, a cały czas to trzeba powtarzać. Nie ma ludzi idealnych. A jeśli tacy się trafiają, to wyobrażam sobie jak nudni są.
Czy Magdalena mogłaby wygrać wybory MISS? Pewnie nie, bo wzrost ma podobny do mnie, co ją dyskwalifikuje na dzień dobry. Czy Magdalena ma absolutnie najbardziej powalające włosy jakie kiedykolwiek widziałam i dotykałam? Bezsprzecznie tak. Czy chciałam pokazać, że jest piękna? Tak, bo jest. Czy po tej sesji wierzy, że taka jest? Mam cichą nadzieję, że wierzyła już wcześniej. Czy Maciej ma figurę superbohatera? Nie. Czy mógłby zagrać Jamesa Bonda? Pewnie tak, ale wątpię, żeby to było jego największe marzenie. Czy uważam, że jest fotogeniczny? Absolutnie tak i zaraz opowiem Wam dlaczego.

Fotogeniczność jest stanem umysłu (a niefotogeniczność to zły wybór fotografa)
Wiem, że sesja narzeczeńska była udana jeśli zdarzają się po niej 2 rzeczy: para zakochanych jest zadowolona ze zdjęć, a ja słyszę choćby ze dwa razy zdanie typu „Jakiego Ty masz fotoszopa, że my tacy ładni?” Fakt, obróbka stawia kropkę nad i, a także dodaje mojego charakteru do zdjęć. ALE! To narzeczonemu podpowiem, który profil ma lepszy. To przyszłej pani młodej przypomnę, żeby się prostowała. To ja odsłonię lub zasłonię okno, żeby światło było naprawdę piękne. To narzeczeni zniewalająco się roześmieją, a ja tylko to uwiecznię. Jeśli zdjęcia są piękne, to ludzie na nich są piękni. Czy to jest kwestia „mojego fotoszopa”? Jeśli miałby być to tylko efekt obróbki, to uznałabym to za swoją porażkę.

Dlaczego warto mieć sesję narzeczeńską?
Bo można się przekonać, że klisza nie pęknie. Bo wreszcie będzie zdjęcie „z tym amantem mojej wnuczki” które babcia postawi na kominku, a potem dostawi do niego zdjęcie z wesela. Bo przyszłe dziecko zaniesie do przedszkola to zdjęcie i powie głośno „a ja mam ładnych rodziców!” (to akurat przykład z życia wzięty, bo dziecko znajomych faktycznie tak obwieściło wszem i wobec, a nauczycielce zostało popatrzeć na zdjęcie i potwierdzić 😉 ). Bo śmiać się będziecie z początkowej krępacji, która była, bo ona powie „nadal mam tę sukienkę”, bo włożycie te zdjęcia do portfela, bo… Mogłabym tak jeszcze z 1000 argumentów napisać. Ale po co? Jesteście piękni, dajcie się o tym przekonać.